No i wróciłam, o czym pewnie wiecie z poprzedniej notki! Muszę Wam powiedzieć, że jestem oczarowana Bodrum! Zwłaszcza, że trafiłam tam zupełnie przez przypadek. Dlaczego?
Otóż na początku moim celem podróży miała być Alanya. Niestety (albo i stety) na godzinę po tym, jak wpłaciłam pieniądze na wycieczkę, biuro podróży Sky Club ogłosiło upadłość. Cóż... Taki już mój pech. Na szczęście pracownik biura podróży z mojego miasta nie zdążył do banku z pieniędzmi i całą kwotę zwrócono! Zatem poszukiwania idealnego miejsca na urlop zaczęły się na nowo. I tak oto trafiłam do malowniczego Bodrum w Turcji Egejskiej, ulokowanego na górskich stokach ;-)
Dawniej Halikarnas, w Bodrum znajdziecie wszystko to, czego szukacie podczas wakacji - przejrzyste morze, zabytki i mnóstwo miejsc, gdzie można zabawić się wieczorem. Wierzcie mi, to miasto tętni życiem. Jest to podobno turecka "perełka" - wypoczywa tam elita krajowego showbiznesu, politycy, ludzie powszechnie znani. Dlatego też pan w biurze podróży bardzo się pomylił mówiąc mi, że Turcja Egejska jest, cytuję, "bardziej dzika" od Riwiery. Nic bardziej mylnego! Bodrum przypomina raczej kurorty chorwackie czy greckie - pewnie ze względu na bliskość wysp tego drugiego kraju. No może z tą różnicą, że tu pięć razy dziennie da się słyszeć melodyjne nawoływanie do modlitwy ;-)
Przede wszystkim jednak jest tam drożej niż na przykład w Side czy Alanyi, sprzedawcy nie są aż tak chętni do targowania się (może dlatego, że przeważają tam ekskluzywne butiki z wyrobami ze skóry - ahhh te torebki!), a główną walutą jest lir turecki (rzadko kiedy napotkacie ceny podane w euro). No i mało tam Polaków!
Zacznijmy od plaży. Niektórym może to przeszkadzać, ale jak dla mnie jest to tylko i wyłącznie zaleta - plaże są żwirowe. Dzięki temu woda nie jest mętna, a po wysmarowaniu się olejkiem nic nie lepi się do ciała ;-) Plaża co prawda jest wąska, ale naprawdę, wierzcie mi, nie ma tam tłumów. O każdej porze dnia znajdziecie tam wolne leżaki i parasole (o dziwo - bezpłatne! wbrew temu, co napisane było w katalogu). Co więcej, kilkadziesiąt metrów od plaży, przy porcie, znajduje się darmowa siłownia na świeżym powietrzu. Zatem przyjemne z pożytecznym. Według mnie temu miejscu blisko do plażowego raju na Ziemi ;-)
Co zwiedzić w Bodrum? Macie kilka możliwości. Główną atrakcją miasta jest XV-wieczny Zamek św. Piotra, znajdujący się w samym centrum miasta. Wybudowany na cyplu, przepięknie wygląda oświetlony nocą. Niestety aparat, który miałam ze sobą, nie pozwolił mi na uwiecznienie go w całej swej okazałości. W zamku znajduje się Muzeum Archeologii Podwodnej. Wstęp 10EUR.
|
Na cud świata to to nie wygląda... ;-) |
Bodrum jednak jest najbardziej znane z jednego z siedmiu cudów świata - Mauzoleum. Tak, to właśnie tu znajduje się słynny grobowiec Mauzolosa. Niestety, dziś oglądać możemy tam tylko ruiny. I kolejna, niemożliwa do przeoczenia wizytówka miasta - antyczny teatr z IV w. p.n.e. wznoszący się majestatycznie na wzgórzu ponad miastem.
Po całym dniu zwiedzania posilić możecie się w jednej z nadbrzeżnych restauracji. A jest ich naprawdę sporo! Dodatkowo będzie to posiłek bardzo romantyczny - o zmroku plaża zamienia się w jedną wielką salę restauracyjną pod gołym niebem. A zjeść możecie wszystko - tradycyjne tureckie potrawy, jedzenie typu fast food, kuchnia włoska, francuska, owoce morze - czego tylko dusza zapragnie.
|
Bodrum pełne jest krętych, urokliwych uliczek. Do tego stopnia, że przez pierwsze dwa dni wracając do hotelu z plaży gubiłyśmy się ;-) |
Imprezowicze będą wniebowzięci wizytą w tym mieście. To tu znajduje się podobno największa i najlepsza w kraju dyskoteka na świeżym powietrzu - "Halikarnas". Codziennie odbywają się tam spektakle i pokazy taneczne mające jeszcze bardziej umilić zabawę. Jedynie cena biletu może odstraszać - 30EUR. Ale za to wrażenia niezapomniane! Bez obaw, jeśli Wasze fundusze są mocno ograniczone. Na pewno będziecie się świetnie bawić w jednym z licznych klubów przy promenadzie!
We wtorki i piątki nieopodal dworca autobusowego odbywa się targ. Kupić tam możecie wszystko - torebki Louis Vuitton za 6 EUR, bieliznę od Armaniego czy polówki Hugo Bossa ;-) Nie zabraknie też skórzanych pasków, oczywiście opatrzonych odpowiednim logo, czy skarpetek. Do tego tłumy turystów i nawoływania przekupek z każdej strony. Wracając z targu koniecznie wstąpcie na sok świeżo wyciskany z pomarańczy - 1 EUR, a jaki pyszny!
|
Otoczenie może niezbyt zachęcające, za to sok pierwsza klasa. |
|
No to płyniemy! |
Ale ale! Będąc w Bodrum grzechem jest nie popłynięcie na pobliską grecką wyspę Kos, do miasta o tej samej nazwie! Jest to świetna opcja na całodniową wyprawę. Mamy dwa sposoby dotarcia na wyspę - wodolot, którego rejs trwa 2h (wg informacji uzyskanej w porcie) oraz katamaran, który na wyspę dociera w 20 minut. Koszt pierwszego to 12EUR, drugiego - 16. Ja wybrałam ten szybszy środek transportu. Bilety zakupić można w porcie lub w miejscowych biurach podróży. Katamaran wypływa z portu o godzinie 9.15, z Kos natomiast o 17.30, zatem cały dzień możemy spędzić w Grecji.
Jak dla mnie było to wystarczająco dużo czasu, aby zobaczyć główne atrakcje wyspy: antyczną Agorę, z której w większości pozostały tylko kamienie, Plateia Ekeftherias oraz Zamek Rycerski. No i malowniczą biało-niebieską uliczkę, zdecydowany hit wśród turystów! ;-)
Znalazłam też czas na zapuszczenie się w mniej znane rejony miasta (można najeść się na cały dzień znalezionymi winogronami i granatami, a dodatkowo zaopatrzyć w limonki do drinków ;-)) i plażowanie. Naprawdę polecam wycieczkę!
|
Nigdy nie wiadomo, co można spotkać na swej drodze ;-) |
Zachęcam też do skorzystania z usług miejscowych biur podróży (są dwa razy tańsze od wycieczek wykupowanych u rezydentów, a równie rzetelne!), szczególnie znajdujące się przy głównej promenadzie biuro Bodex. Przemiła obsługa i szeroki wybór wycieczek fakultatywnych. Dodatkowo gratisy! My z mamą zdecydowałyśmy się na "jeep safari". W grę wchodził jeszcze rafting, w Pamukkale byłyśmy podczas wcześniejszej wizyty w Turcji.
Całodniowa wycieczka po pobliskich górach z przepięknymi widokami na morze i miasto w dole oraz nieznane turystom miejsca - było naprawdę świetnie. W programie była m.in. rajska zatoczka, jezioro żółwi, turecka wioska z farmą wielbłądów (miałam okazję osobiście poznać czempiona walk wielbłądów ;-)) oraz wodne cysterny. Bardzo przyjemnie spędzony czas a i widoki zapierające dech w piersiach. Trochę też potrzęsło na górskich bezdrożach!
|
Żeby mieć zdjęcie z żółwiem, trzeba go sobie najpierw złapać! |
|
Czy wyglądam na gościa, który wygrywa walki wielbłądów?! |
A dodatkowo do tej wycieczki otrzymałyśmy z mamą gratis wizytę w hammamie, czyli łaźni tureckiej! Mówię Wam, jak tam było przyjemnie ;-) Sauna, kąpiel w solance, następnie właściwa łaźnia w marmurowej sali, peeling całego ciała i masaż pianą - żyć nie umierać! Na koniec opatulili nas ręcznikami i umieścili na leżakach na tarasie na dachu budynku. Świetna sprawa, polecam nie tylko kobietkom ;-)
|
Kto pierwszy do wody!!! |
To chyba tyle, jeśli chodzi o samo miasto. Wybaczcie mój nieco przewodnikowy styl pisania, ale przez ostatnie pół roku byłam na stażu w biurze podróży, gdzie pisałam artykuły na stronę internetową - nie mogę pozbyć się tego nawyku! ;-) No i daty przy zdjęciach, dopiero w domu zauważyłam, że były włączone!!!